Od dłuższego czasu przerzucałam z kąta w kąt jeden samotny motek Malabrigo Arroyo w kolorze Archangel. Zupełnie nie miałam pomysłu, na co ten moteczek przerobić, bo ciągle było go za mało, albo za dużo. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że tylko zawracam sobie nim głowę, że jest mi do niczego nie potrzebny.
Ale ot tak od niechcenia, wzięłam włóczkę w ręce i tak powstała czapka, z którą na pewno się nie rozstanę przez długi czas.
Idealnie pasuje do mojej nowej torebki :)
A że zużyłam na nią niecałe pół motka włóczki, to już na drutach siedzą mitenki do kompletu.
Czapa zwykła, a jednak tak mnie urzekła, że nie wyobrażam sobie co by to było, gdybym nadal traktowała ten motek jak całkiem niepotrzebną kulę u nogi (albo druta).
Wracam do mitenek i całej fury innych nieskończonych rzeczy, m.in swetra z Malabrigo Sock Ivy, który jest przy końcu, ale coś czuję, że będzie kiepsko z rozmiarem (skutki lenistwa i nie zrobienia próbki), do fioletowego swetra w paski, które męczą mnie już niemiłosiernie, moherowego swetra dla teściowej, który prułam już 3 razy i jak patrzę na ta włóczkę to na sam widok mnie odrzuca, różowego zwyklaczka i musztardowego komina. Sporo tego się nazbierało, a moje noworoczne postanowienie, żeby robić od początku do końca tylko jedną rzecz już zostało zaprzepaszczone. Chyba coś jest ze mną nie tak, że nie potrafię znaleźć swojego miejsca.
Ciągle się rozdrabniam .... ciekawe ile ludzi tak ma.
Iva